Praktycznie w każdym czasopiśmie kobiecym jest dział poświęcony temu co, jak i ile jeść. To nic, że kilka stron dalej znajdziemy przepisy na dania niekoniecznie zdrowe. Na największych portalach internetowych porady żywieniowe zajmują znaczną ich część. Osobnym tematem dyskusji mogłaby być kwestia prawdziwości i rzetelności zamieszczanych tam informacji. Także gwiazdy i blogerzy nie pozostają obojętni. Wrzucają na facebooka zdjęcia tego, co przed chwilą zjedli. Chciałabym, aby ilość lajków na blogach kulinarnych promujących zdrowe gotowanie szła w parze z dobrym odżywianiem, a nie była związana tylko z upodobaniem do zamieszczonych tam zdjęć.

Z pewnością świadomość konsumentów rośnie. Niestety jeszcze zbyt wolno, ponieważ producenci w dalszym ciągu dosładzają, zagęszczają, poprawiają smak i zapach, myśląc że wolimy jeść nienaturalnie. Cóż, gdybyśmy nie kupowali takich przetworzonych produktów, firmy by ich nie produkowały. I zamyka się błędne koło, które trudno przerwać. Mimo wszystko coraz bardziej staramy się jeść zdrowo, jak najbardziej naturalnie, szukamy dobrych sklepów, gotujemy w domu. Wiedza o żywieniu jest łatwo dostępna, w związku z czym jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, co nam szkodzi, a co sprzyja zdrowiu. W gąszczu informacji o żywieniu tkwi jednak pułapka – jest ich zbyt wiele i nie wszystkie są prawdziwe. Tracąc rozsądek także ze zdrowym odżywianiem można przesadzić.

Ortoreksja to zaburzenie odżywiania, które polega na obsesyjnej kontroli żywności i całego sposobu odżywiania. Zaczyna się niewinnie – celem jest zdrowie. Początkowo przyjmuje postać żywego zaangażowania w tematykę odżywiania, poszerzania wiedzy o produktach, ich składach. W pewnym momencie dbałość o jakość jedzenia zamienia się w obsesję. Sprawy wymykają się spod kontroli. Jedzenie staje się treścią i sensem życia. Takie osoby, wierząc czasem bezkrytycznie w najnowsze nowinki medyczne, zasłyszane zasady i aktualne mody, stopniowo eliminują coraz więcej produktów uważanych przez siebie za „niezdrowe”, np. mięso, ponieważ zawierają hormony, warzywa – pestycydy, ryby – metale ciężkie, a owoce – fruktozę itd. To prowadzi do znacznych niedoborów składników odżywczych, witamin i stopniowego wyniszczenia organizmu. Konsekwencją takiej obsesji są zaburzenia pracy wątroby i nerek, osłabienie odporności, osteoporoza, depresja. Czy w tym wypadku można mówić o zdrowiu? Oczywiście nie każde zdrowe odżywianie prowadzi do ortoreksji, tak jak nie każde odchudzanie do anoreksji.

Ortoreksja to nadgorliwe układanie jadłospisów, przesadne skupianie się na jakości produktów, nadmierne czytanie etykiet na produktach. Całe życie obraca się wokół jedzenia – co zjem, o której godzinie, gdzie to kupię? To odrzucenie wszystkiego co jest uważane w jakiś sposób za „skażone”. Ortorektycy narzucają sobie reżim żywieniowy i próbują nakłonić do tego innych. Z czasem coraz mniej sklepów spełnia ich oczekiwania. Obsesyjna próba kontrolowania jedzenia opanowuje myśli i ogranicza normalne funkcjonowanie, pochłania coraz więcej czasu na planowanie posiłków i skrupulatne ich przygotowanie.

Ortoreksja związana jest także z izolacją społeczną. Takie osoby niechętnie spotykają się ze znajomymi w restauracji, czy pubie, ponieważ ich zdaniem serwowane są tam tylko śmieciowe produkty. Nie słuchają racjonalnych argumentów innych. Brak akceptacji wobec innych, którzy nie wyznają tych samych zasad, może przerodzić się w pogardę. Z drugiej strony ortorektyk sam czuje się niezrozumiany i z tego powodu usuwa się z życia rodzinnego i towarzyskiego.

Świadome, a nawet surowe wybieranie produktów nie jest niczym złym. Przyznaję, że sama spędzam dużo czasu na robieniu zakupów, czytając etykiety i analizując zawartość opakowań. Ale dzięki temu wiem, co jem, a i udaje mi się znaleźć świetne produkty w sklepach, po których bym się tego nie spodziewała. Można jednak przekroczyć granicę rozsądku i nawet niego nie zauważyć. O tym co zdrowe i niezdrowe można czytać w internecie bez końca. Coraz to pojawiają się „doniesienia” o szkodliwości pszenicy, mięsa, mleka, jaj i długo by wymieniać. Problem polega na tym, że informacje często nawzajem sobie zaprzeczają.

Cienka granica

Granica między prozdrowotnym stylem życia a ortoreksją jest cienka. Trudno określić moment, w którym dbałość o jak najlepszy dobór żywności staje się fanatyzmem. Najczęściej zaczyna się niewinnie. Najpierw mięso, potem gluten, mleko, ryby… Z drugiej strony, czy wyeliminowanie produktów, które nie sprzyjają i poświęcanie dużo czasu na przygotowywanie posiłków, czyni kogoś ortorektykiem? Zdecydowanie nie. Prawda jest taka, że aby znaleźć w sklepach produkty naprawdę wartościowe, trzeba mocno się natrudzić. A gotowanie w domu wymaga sporych nakładów pracy.

Jak nie zginąć w gąszczu informacji, z których każda usiłuje jawić się jako prawda absolutna? Ja nie wierzę bezkrytycznie wszelkim nowinkom, czy „najnowszym badaniom amerykańskich naukowców”. Sprawdzam źródła, analizuję cytowane badania, kto przeprowadził, jaka była grupa badana oraz słucham opinii kilku stron. Natychmiast odrzucam coś, co nie jest podpisane imieniem i nazwiskiem. Żadna skrajność nie jest dobra. Myślę, że jedzenie warzyw z pobliskiego targu bez certyfikatów eko i tak jest zdrowsze niż ich niejedzenie. Ważna jest także równowaga. Pozwolenie sobie na odstępstwo w postaci zjedzenia od czasu do czasu czegoś niezdrowego nie będzie katastrofą, jeżeli zbilansujemy to w pozostałe dni.

Przede wszystkim obserwuję swój organizm, czy to co jem, mu sprzyja. Nie wszystko co proponuje nam internet i co komuś odpowiada, dla nas jest dobre. Ciało szybko zamanifestuje, że z czymś mu źle lub że cierpi z powodu braku. Pojawią się ból brzucha i niestrawność, bóle głowy, trądzik, osłabi się kondycja skóry i paznokci, włosy zaczną wypadać. Zaobserwujemy także pogorszenie nastroju, brak energii, problemy z koncentracją. Myślę, że złotym środkiem jest odżywianie rozsądne i wsłuchiwanie się w potrzeby swojego ciała.

 

Privacy Preference Center