Nie miej złudzeń – diety nie działają!

Tak zatytułowałam jeden z moich ostatnich tekstów (możesz go przeczytać TUTAJ), którym rozpoczęłam cykl dotyczący zmiany nawyków żywieniowych. Pisałam już wielokrotnie, że tylko zmiana na stałe, a nie chwilowa dieta, zapewni upragnioną wagę. Mam takie poczucie, że mówienia o tym nigdy za wiele i utwierdzam się w tym za każdym razem, kiedy ktoś mnie pyta, jaką dietę stosuję. Odpowiadam:

Nie stosuję żadnej diety!

To właśnie świadomym i mądrym odżywianiem możemy uzyskać zgrabną sylwetkę, poprawić zdrowie i sprawić, że jedzenie będzie pozytywne i bez wyrzutów sumienia. Ci, którzy byli chociaż raz na diecie, wiedzą o czym mówię – restrykcje, presja, a po pewnym czasie złamanie diety, wyrzuty sumienia i powrót do wcześniejszej masy ciała… Gdyby diety były skuteczne, wystarczyłoby zastosować jedną z nich. Niestety większość osób, które znam, stosowało już co najmniej kilka – bez efektów. Skoro diety nie działają, dlaczego wydają się najlepszym rozwiązaniem w walce z dodatkowymi kilogramami? Bo żyjemy szybko i żądamy natychmiastowych efektów, a to właśnie obiecują nam diety.

Rewolucja czy powolna zmiana nawyków żywieniowych?

Kiedy rozmawiam z wieloma osobami na temat zmiany nawyków żywieniowych, słyszę, że to niemożliwe, zbyt trudne, że nie mają czasu, ani siły na rewolucje i wielkie zmiany. To, co je hamuje, to wyobrażenie, że aby zmienić odżywianie, trzeba przewrócić całe życie do góry nogami. Nic bardziej mylnego. Rewolucja w odżywianiu jest nieskuteczna. Nawet jeśli wprowadzimy wszystkie możliwe sposoby zdrowego odżywiania lub zalecenia największego guru, zawsze będą to kolejne narzucone restrykcje, wywierające taką samą presję jak różnego rodzaju diety-cud. A to właśnie dieta jest jedną z głównych przyczyn napadowego objadania się.

Jeżeli dieta zakłada ściśle określone reguły wymagające znaczących ograniczeń, którym musimy (!) dokładnie sprostać, to taka dieta jest dla nas obciążająca. Nie musi to być dieta ekstremalna, jak na przykład dieta 1000 kcal. Mogą to być z pozoru nieszkodliwe zasady, jak ograniczenie ogólnej ilości jedzenia, np. niejedzenie kolacji, unikanie produktów lub potraw ogólnie przyjętych jako szkodliwe, czy tuczące (vide: Czekolada nie tuczy, czyli dlaczego nie robię postanowień noworocznych).

Osoby stosujące rygorystyczną dietę w chwili niewielkiego złamania jakiejś ustalonej reguły zwykle się poddają, dochodzą do wniosku, że wszystko stracone i ulegają napadom objadania się.

Dodatkowo winę za tę sytuację przypisują sobie. Negatywne uczucia po złamaniu diety przywołują kolejne złe emocje oraz poczucie braku wpływu na sytuację i braku skuteczności działania. Samo stosowanie diety bez wątpienia jest sytuacją wiążącą się z negatywnymi emocjami i stresem. Małe odstępstwo pozwala na chwilę przyjemności, a potem może budzić żal, wyrzuty sumienia… i kolejne próby przejścia na dietę. To nie jest kwestia słabej siły woli czy braku motywacji. To ekstremalne i rygorystyczne diety z góry są skazane na niepowodzenie. Tak bardzo chcesz, by tym razem się udało, że szybko się wyczerpujesz i jeszcze szybciej doświadczasz porażki. To wszystko prowadzi do porzucenia diety i napadów objadania się. Z kolei nadmierne jedzenie motywuje do ponownego przejścia na dietę. I koło się zamyka.

Wyjście z błędnego koła

Restrykcje, ograniczenia, odmawianie sobie jedzenia, nadmierna aktywność fizyczna, presja ciągłego bycia fit… To wszystko jest dużym obciążeniem. Ciągła kontrola tego, co mogę i ile mogę, powoduje, że jedzenie prędzej czy później przejmuje kontrolę nad życiem. Osoby na rygorystycznej diecie są tak pochłonięte myślami o jedzeniu, którego unikają, że nie potrafią skupić się na czymkolwiek innym. Niektórzy nie są w stanie mówić o czymś innym niż jedzenie. Osoby, które nakładają na siebie znaczne ograniczenia dietetyczne, charakteryzuje myślenie „zero-jedynkowe”, inaczej mówiąc – „wszystko albo nic”.

Kiedy trzymam się diety wszystko jest w porządku. Wystarczy, że zjem coś, czego nie powinnam, wtedy mi wszystko jedno i porzucam dietę.
Albo odnoszę sukces, albo porażkę.
Jedzenie jest albo tuczące, albo dietetyczne.

Takie myślenie napędza błędne koło – albo dieta, albo objadanie się – które jest bardzo trudno przerwać. Możemy sobie wyobrazić, co się dzieje, kiedy nagle zatrzymamy pędzącą karuzelę. Dlatego zwalnia się ją powoli. Idąc za tym skojarzeniem, aby wyjść z błędnego koła stosowania diety i objadania się, trzeba zwolnić.

Co to oznacza w praktyce?

Aby wyjść z błędnego koło warto pozbyć się myślenia „zero-jedynkowego”. Można nie być na diecie i jednocześnie zdrowo się odżywiać. Można zdrowo się odżywiać i jednocześnie pozwalać sobie na przyjemności. Nie uda Ci się zrealizować ćwiczeń, które zamierzałeś, bo jesteś zbyt zmęczony? Zrób to, na co Cię stać w danym momencie, np. pójdź na szybki spacer. Jesteś na imprezie, gdzie serwują nie do końca zdrowe potrawy? Wybierz najlepsze spośród nich.

Pozbądź się nakładania na siebie kolejnych zakazów, powtarzania „nie mogę”, „muszę”. Starasz się ograniczyć kalorie pochodzące ze słodyczy, a skusiłeś się na coś słodkiego? Pewne odstępstwa od założonego planu, nie są zaprzepaszczeniem dotychczasowych starań. Myślenie o diecie, o kaloriach, produktach, których „nie wolno” jeść powoduje, że w naszym umyśle aktywizuje się właśnie to, czego chcemy unikać, o czym nie chcemy myśleć. Wszystko kojarzy się z jedzeniem, dookoła widzimy samych jedzących ludzi. A to prosta droga do wyczerpania kontroli i złamania diety.

Dalszy scenariusz znasz.

 

Privacy Preference Center