Otrzymuję od Was wiele wiadomości z pytaniami. Od pacjentów dostaję również zdjęcia zdrowych posiłków i statystyki z Endomondo, co dowodzi ich postępów i przemian. Niedawno napisała do mnie mail Beata, która była moją pacjentką. Chciała podzielić się swoją historią z innymi. Jej zmiana nastąpiła w momencie, kiedy zrozumiała, że odchudzanie nie musi być walką i lawirowaniem między dietą a nadmiernym jedzeniem. Że odchudzanie powinno odbywać się w zgodzie ze sobą. Przeczytajcie historię Beaty:


„Dziś już zupełnie inaczej patrzę na odchudzanie. Przestałam się zadręczać wahaniem wagi o pół kilograma, nie myślę już, że zjedzenie ciastka było karygodne, a po chipsach nie męczą mnie przytłaczające wyrzuty sumienia. Jak do tego doszło? 

Kiedyś moje życie dzieliło się na dwa etapy. Pierwszy, etap działania, kiedy jestem na diecie, pilnuję tego, co jem i ćwiczę, żeby schudnąć oraz na drugi etap, odprężenia, kiedy jem, co chcę i ćwiczę dla przyjemności. Nigdy ten pierwszy etap nie stał się moją codziennością, choć bardzo sobie tego życzyłam. Bardzo długo myliłam etap pierwszy ze zdrowym stylem życia. Więc moje życie przebiegało jak sinusoida, raz ważyłam więcej, raz mniej, a wraz z wagą odwrotnie wahało się moje samopoczucie i samoocena. 

Kiedy próbujesz jeść bardzo zdrowo, bo wiesz, że tak powinieneś, nawet sprawia Ci to frajdę, bo dbasz o siebie, wszystko idzie dobrze przez tydzień, dwa. Jesteś już mistrzem sporządzania owsianki i nawet rozróżniasz, gdzie jest gluten, a gdzie go nie ma, waga spada. Ale gdzieś wewnątrz rośnie w Tobie napięcie, że nie możesz sobie pozwolić na swoje ulubione przekąski. Że najlepiej byłoby już nigdy nie zjeść pizzy, którą tak lubisz. Jesteś z siebie dumna, bo widzisz efekty, przesz w zaparte do przodu, ograniczasz wyjścia ze znajomymi. Odmawiasz wyjścia na piwo, żeby nic Cię nie kusiło, a i tak chodzi za Tobą ochota na drożdżówkę (chociaż normalnie drożdżówek nigdy nie lubiłaś, ale to by było coś zakazanego, innego niż te sałatki). 

I przychodzi ten dzień, że już nie wytrzymujesz tego zdrowego jedzenia, po prostu Ci się przejadło, znudziło. Nie masz siły iść na trening, walczyć o jędrne pośladki, jesteś zmęczona, masz dość i nagle pękasz… znów zaczynasz jeść za dużo. Wracasz do pizzy i ciastek, do starych porcji, wracasz do usprawiedliwiania się. Następuje lawina wyrzutów sumienia, płacz, a potem przychodzi refleksja, że nie tak to miało wyglądać, że znowu mi nie wyszło.

Nie rozumiesz siebie, nie wiesz dlaczego tak się dzieje. Że nagle zamiast fit sałatek masz ochotę na kiełbasę. Jedyne co czujesz to bezsilność w walce z samą sobą. Też tak miałam. 

Jak to się zmieniło?

Usłyszałam, że trzeba na diecie jeść słodycze, to nie był żart. Nie pojmowałam tego. Przecież tyjemy od nadmiaru cukru, ciast, batonów, smażonych frytek i chipsów. To sprzeczne z moim celem i zawsze kategorycznie wzbraniałam się na diecie przed słodyczami. 

No dobrze, ale skoro próbowałam już wszystkiego, aby schudnąć to może zaryzykuję i to! 

Kiedy przyszło mi zaplanować swoje słodycze, które świadomie chcę zjeść, nagle zaczęłam się zastanawiać nad zdrowszymi/zdrowymi odpowiednikami. Totalnie bez przymusu. Akceptuję, że od czasu do czasu muszę zjeść coś słodkiego, bo w ten sposób często odreagowujemy sytuacje, na które nie mamy wpływu. Wynagradzamy sobie zmęczenie, czy chcemy coś uczcić. 

Więc na czym polega różnica? Różnica tkwi w podejściu, bo nie rzucam się na wielką paczkę chipsów, ciastek i lodów tylko dlatego, że bardzo dawno ich nie jadłam. Zjem sobie jedną małą paczkę chipsów o obniżonej zawartości tłuszczu, kiedy stwierdzam, że już po prostu muszę. Dodatkowo kombinuję, aby zmieściła się w mojej ogólnej dziennej kaloryczności.(…)Wstaję na drugi dzień jak gdyby nigdy nic i kontynuuję zdrowe, odżywcze posiłki. Nie obwiniam się, nie zadręczam, nie czuje się bezsilna.

Dopiero teraz czuję, że rozumiem na czym polega zdrowy styl życia – to balans pomiędzy fazami działania i odprężenia, indywidualny dla każdego.”


Jeżeli tak jak Beata chciałabyś odzyskać równowagę na talerzu i w sobie, zobacz, jak pomagam

Sprawdź >

Wiem, że takie podejście jest mało popularne. Mam poczucie, że dookoła mówi się, że aby schudnąć, trzeba walczyć, przeć do przodu, ograniczać kalorie i działać maksymalnie. Dieta musi być idealna, treningi co najmniej 5 razy w tygodniu, zero tłuszczu i na pewno zero słodyczy, bo inaczej się nie liczy. Kiedy słucham wielu historii w swoim gabinecie, to widzę wspólny mianownik – jesteśmy dla siebie najbardziej surowymi sędziami, a czasem nawet katami.
Wiem, że można inaczej i chciałabym o tym mówić jak najwięcej. 

A jaka jest Twoja historia o odchudzaniu? Napisz do mnie.